17 listopada 2022
Wywiad z panią Marią Turkiewicz

Pani Maria Turkiewicz – rodowita mieszkanka Krzywinia. Dom, w którym mieszka, był świadkiem jej narodzin, chrztu, komunii świętej i ślubu.
Dziennikarki: Do naszej szkoły chodzą uczniowie z Ukrainy, ponieważ toczy się tam wojna. Pani dzieciństwo przypadło także na trudny czas. Jakie są Pani wspomnienia z tamtego okresu?
Pani Maria: Miałam siedem lat, gdy wybuchła wojna. Wraz z rodziną uciekaliśmy w stronę Kutna. Jechaliśmy na wozach. W drodze przeżyłam nalot. Na początku myśleliśmy,
że to nasze samoloty, a to byli Niemcy. Ojciec szedł inną drogą, prowadził krowy. Zgubiliśmy się. Potem nas odnalazł. Nocleg znaleźliśmy w Brodnicy, w stodole. Zostaliśmy tam pięć, sześć dni. Postanowiliśmy wracać do domu. Most w Śremie był zbombardowany, przechodziliśmy przez kładkę. W czasie wojny część mieszkańców Krzywinia wysiedlono, czasami po prostu z jednego miejsca w miasteczku na inne.
Gdy zbliżał się front radziecki, Niemcy zaczęli uciekać. Żołnierze rosyjscy spali u nas w domu. Kiedy odchodzili, zabrali nam konia. Całą wojnę ocaliliśmy konia, a Rosjanie zabrali…
Dziennikarki: Współczesna szkoła różni się zapewne od szkoły, do której chodziła Pani. Prosimy o opowiedzenie nam, jak wyglądało życie ucznia, kiedy chodziła Pani do szkoły.
Pani Maria: W czasie wojny chodziłam do szkoły niemieckiej, która znajdowała się w budynku przy kościele. Uczyliśmy się po niemiecku. Nie mieliśmy plecaków, toreb, podręczników czy zeszytów. Pisaliśmy na tabliczkach - z jednej strony linie, z drugiej kratka. Pisało się rysikami. Musieliśmy też zbierać zioła, które później suszono i wysyłano, może na front? Chodziliśmy do Lubinia, przy kościele świętego Leonarda rósł piołun, a w Czerwonej Wsi zbieraliśmy liście jeżyn.
Po wojnie starsza nauczycielka, pani Roszkowa, przeniosła nas do wyższej klasy. W klasie panowała dyscyplina. Jeśli ktoś był niegrzeczny, bito trzciną po rękach.
Polska szkoła trzeciego stopnia nosiła imię Andrzeja Boboli. Wisiał tam obraz tego świętego, teraz można go zobaczyć w kościele. Każdego dnia lekcje rozpoczynano apelem o 7.45, śpiewaliśmy „Kiedy ranne wstają zorze” i modliliśmy się do świętego Andrzeja Boboli.
Dziennikarki: Dni wypełniała szkoła i praca. A co z czasem wolnym? Jak bawiły się kiedyś dzieci?
Pani Maria: Dzieci z całego Krzywinia przychodziły na plac przy kościele. Bawiliśmy się w „chłopa”, graliśmy w piłkę i palanta. W szkole bawiliśmy się na boisku. Latem kąpaliśmy się w kanale, było ładne wejście, żółty piasek, dużo muszli. Nigdy nie kąpałam się w jeziorze krzywińskim. Pomagaliśmy też w domu, ja pasłam gęsi.
Dziennikarki: A jak wspomina pani święta?
Pani Maria: Rano chodziliśmy na roraty. Było zimno, mróz, śnieg, a potem do szkoły.
W czasie wojny prezentów nie było. Mama zrobiła coś na drutach, bo przędliśmy wełnę.
Dziennikarki: Dzisiaj większość rzeczy i produktów kupujemy w sklepach, ale dawniej tak nie było. Czy mogłaby Pani powiedzieć nam, jak wyglądało życie codzienne?
Pani Maria: Zajmowałam się domem i wychowywaniem dzieci. Po wodę chodziliśmy do kanału. Pranie suszyliśmy na łące, żeby słońce je wybieliło. Robiłam na drutach ubrania dla swoich dzieci: swetry, skarpety, pończochy, halki. Rzeczy nie wyrzucaliśmy, tylko cerowaliśmy. Darliśmy też pierze. Spaliśmy na siennikach wypchanych słomą. Zimą młócono zboże cepami.
Dziennikarki: Bardzo dziękujemy za rozmowę i podzielenie się z nami wspomnieniami.
Dzięki rozmowie z panią Marią dowiedzieliśmy się również, że kiedyś do Leszna prowadziła inna droga. Trzeba było przejechać przez most pod zamczyskiem. Figurę świętego Wawrzyńca, która znajduje się na rynku, pani Maria pamięta jeszcze z dzieciństwa. Grotę Matki Bożej ufundował pan Wojciechowski, kierownik cegielni. Był to wyraz wdzięczności za ocalenie z obozu koncentracyjnego i szczęśliwy powrót do domu. Przed wojną w Krzywiniu była też synagoga, w miejscu obecnego parkingu za budynkami gminy. Budynek był podobny do bożnicy w Lesznie. Cmentarz żydowski znajdował się za cegielnią, rosły tam piękne fiołki.
wywiad przeprowadzony przez Natalię Nowak i Kingę Małyszek
pod opieką pani Anny Buksalewicz
wybór zdjęć: Anna Buksalewicz