11 kwietnia 2023
Rozmowa z panem Wojciechem Ziemniakiem

Pan Wojciech Ziemniak – wieloletni nauczyciel wychowania fizycznego w Szkole Podstawowej w Racocie, dyrektor tej placówki, a następnie dyrektor Gimnazjum im. Polskich Olimpijczyków w Racocie; prezes Szkolnego Klubu Sportowego i Klubu Olimpijczyka „Jantar”; poseł na sejm, a obecnie senator RP. Od wielu lat organizuje wyjazdy młodzieży na igrzyska olimpijskie.
Skąd wziął się pomysł organizowania wyjazdów uczniów na igrzyska olimpijskie?
Jest takie powiedzenie, że podróże kształcą. Bardzo często w teleturniejach na końcu programu prowadzący pytają zwycięzców, na co wydadzą pieniądze. Około 80% odpowiada, że przeznaczy wygraną na podróże. Poznawanie świata to pragnienie każdego człowieka, nie tylko młodzieży. Kiedy byłem w waszym wieku, nie było takich możliwości. Gdy zostałem nauczycielem, pomyślałem sobie, że jestem odpowiedzialny za to, żeby przybliżyć uczniom świat i zacząłem spełniać te marzenia. Tak rozumiałem swoją rolę nauczyciela. Starałem się łączyć naukę z podróżami i zwiedzaniem. Chciałem pokazać dzieciom i młodzieży, że świat nie kończy się na Kościanie czy Poznaniu, chciałem poszerzyć ich horyzonty. Umożliwić młodzieży podróże po Polsce, Europie i świecie.
Który z wyjazdów uznałby Pan za wyjątkowy i dlaczego?
Zorganizowałem setki wyjazdów krajowych i kilkadziesiąt wyjazdów zagranicznych. Na igrzyskach olimpijskich byliśmy trzynaście razy. Nie jestem w stanie wskazać, który wyjazd był najlepszy. Najdalszym był wyjazd do Sydney. To tam kibicowałem panu Sławomirowi Mockowi, który opowiadał wam o swojej dyscyplinie na dzisiejszej akademii. Kiedy patrzymy na mapę, wydaje się, że to mała odległość. W rzeczywistości jednak to bardzo daleko. Utkwił mi w pamięci również wyjazd do Japonii na igrzyska w Nagano w 1998 roku. Mieszkaliśmy w domach japońskich rodzin. Mieliśmy okazję poznać język, kulturę, mentalność Japończyków. W Chinach widzieliśmy nowoczesność, ale również biedę. Uczestnicy wyjazdów nie tylko oglądają zawody. Poznają życie w danym regionie świata, nabywają pewnego obycia, uczą się odpowiedniego zachowania, np. na trybunach w czasie zawodów. Takie wyjazdy to także motywacja do nauki języków obcych.
Za ważne uznaję też wyjazdy, które organizowałem na początku mojej pracy nauczycielskiej, np. do schroniska w Osiecznej. Te wyjazdy cieszyły się ogromną popularnością. Młodzież brała udział w zajęciach, bawiła się i integrowała. Na obozy zimowe jeździłem do Śremu. Był tam basen, więc uczyłem pływania. Nikt nie narzekał na nudę. Można powiedzieć, że organizowanie wyjazdów to moja pasja.
Czy ma Pan ulubioną dyscyplinę sportu?
Nigdy nie uprawiłem sportu zawodowo. Jako nauczyciel byłem wszechstronny i tak postrzegam lekcje wychowania fizycznego. Wiem, że wielu uczniów nie lubi gimnastyki, ale ja ją bardzo lubiłem, gdyż daje sprawność ogólną. Interesuje mnie pływanie, jazda na nartach, piłka nożna, koszykówka, siatkówka, jazda na rowerze. Promowałem wszystkie dyscypliny sportowe. Brałem udział w wielu zawodach i imprezach sportowych, np. ukończyłem maraton pływacki w Cichowie, a byłem najstarszym uczestnikiem. W tym tygodniu w Lesznie będę grał w tenisa ziemnego z marszałkiem senatu.
Którego sportowca ceni Pan najbardziej?
Trudne pytanie. Naszymi idolami są ci, którzy zdobywają medale i rozsławiają Polskę. Taką postacią była Irena Szewińska, która już nie żyje. Wraz z uczniami miałem przyjemność kibicować Robertowi Korzeniowskiemu. Czuliśmy się tak, jakbyśmy wraz z nim wygrali złoto. Podobna sytuacja była z Kamilem Stochem, który w Soczi zdobył dwa złote medale. Dla mnie jednak legendą polskiego sportu jest Irena Szewińska – zdobywczyni siedmiu medali. Może Anita Włodarczyk, która przygotowuje się teraz do następnych igrzysk, zrówna się z Robertem Korzeniowskim zdobywcą czterech złotych medali. Robert w chodzie, Anita w rzucie młotem. Zasada jest jedna – zdobycie medalu. Marzeniem każdego sportowca jest zdobycie medalu olimpijskiego, marzeniem trenera - wychowanie takiego zawodnika, marzeniem kibica – bycie świadkiem ich sukcesu. Inne emocje towarzyszą nam, kiedy siedzimy przed telewizorem i oglądamy transmisję, a inne na trybunach stadionu. Myślę, że większość sportowców oddałaby wszystkie medale mistrzostw świata i mistrzostw Europy za medal olimpijski. To jest tradycja i prestiż, ale również pieniądze.
Czy któryś z uczniów biorących udział w organizowanych przez Pana wyjazdach wybrał karierę sportową?
Nie tyle karierę sportową, ile drogę nauczyciela wychowania fizycznego, szczególnie w pierwszych latach mojej pracy w Racocie. Sześciu uczniów wybrało uczelnię, którą ja ukończyłem, mimo że bliżej mieli do Poznania. Odczuwam dużą satysfakcję z tego powodu, bo wychowałem swoich następców, byłem dla nich autorytetem. To wielka duma. Kolejni uczniowie studiowali już w Poznaniu, Wrocławiu czy Lesznie, ale ta pierwsza szóstka wybrała Gorzów Wielkopolski. A sportowcy? Ponieważ sam byłem wszechstronny, nie trenowałem nikogo w konkretnej dyscyplinie.
Czy sportowcy są przesądni?
To pytanie do sportowców, pewnie jest to indywidualna sprawa zawodnika.
Co powiedziałby Pan uczniom, którzy nie ćwiczą na wychowaniu fizycznym i nie uprawiają sportu?
Powiem krótko, postępują niemądrze, ponieważ nie dbają o swoje zdrowie. Często uczniowie ćwiczą tylko wtedy, gdy patrzy nauczyciel, a przecież nie ćwiczą dla nauczyciela, tylko dla siebie. To problem mentalności. Powinni ćwiczyć dla siebie, nie patrzeć na to, czy ćwiczy koleżanka lub kolega. Trzeba zacząć od siebie, nie sugerować się tym, co robią inni. Na spotkaniach z młodzieżą mówię, wyrzućcie ze swojego słownika dwa zwroty: ,,nie mam czasu” i „nie chce mi się”. Każdy jest gospodarzem swojego czasu.
Zna Pan dobrze świat sportu i polityki. Czego politycy mogliby się nauczyć od sportowców?
W sporcie funkcjonuje pojęcie fair play. Oczywiście nie wszyscy sportowcy przestrzegają tej zasady, na przykład stosują doping. Politycy też powinni postępować fair play. W każdym środowisku znajdzie się grupa, która postępuje właściwie, i taka która odstaje. Dla sportowców jest zasada fair play, dla wierzących dekalog, inni mają swoje wartości moralne, tradycje rodzinne. Łatwiej osądzać innych, ale przede wszystkim trzeba wymagać od siebie. Na sobie kończę, nie będę innych pouczał, każdy powinien wiedzieć, co ma robić. Oczywiście zwrócić uwagę należy, ale trzeba to zrobić umiejętnie.
Czy jest szansa, że w Polsce odbędą się igrzyska olimpijskie?
Szansa jest zawsze, ale mimo tego, że jestem optymistą, to w tym przypadku patrzę realistycznie. Do przeprowadzenia igrzysk olimpijskich potrzebna jest cała infrastruktura, obiekty sportowe, a na to wszystko trzeba pieniędzy. Aczkolwiek marzenia trzeba mieć, trzeba wysoko stawiać sobie poprzeczkę. Wiele się już zmieniło, ale obiektów na miarę igrzysk olimpijskich nie mamy. Można marzyć, ale trzeba mierzyć siły na zamiary.
Dziękujemy za rozmowę. Życzymy wielu udanych wyjazdów na igrzyska olimpijskie.
Wywiad przeprowadziły Ola Wojciechowska i Tosia Stężycka
opracowanie koło dziennikarsko-medialne
wywiad autoryzowany
Krzywiń, 13 marca 2023 r.